Kiedy jedzenie jest prawdziwą przyjemnością?
31 Październik 2023
To mogą być mikromomenty, ale zostają w naszych wspomnieniach nawet na długie lata. Ulubione smaki, które przywołują na myśl konkretne sytuacje, wydarzenia, ludzi i przede wszystkim to, jak się wtedy czuliśmy. Bo przyjemności kulinarne łączą się z różnymi emocjami i potrzebami, nie tylko jedzeniowymi. Dlaczego tak się dzieje, na czym polega prawdziwa przyjemność z jedzenia i z czym lepiej jej nie mylić? O tym rozmawiamy z Anną Kowalczyk-Soszyńską, psychodietetyczką z firmy For Good Health.
Co sprawia, że czerpiemy przyjemność z jedzenia?
Działają tutaj zarówno biologiczne, jak i psychologiczne mechanizmy. Jedzenie wywołuje przyjemność ze względu na zachodzącą interakcję jedzenia ze znajdującym się w mózgu układem nagrody. Taki wpływ mają głównie cukier, tłuszcz i sól. To właśnie one najbardziej aktywują i wspomagają wydzielanie dopaminy, czyli neurohormonu odpowiadającego za relaks, radość, odprężenie. To sprawia, że drogą uczenia zaczynamy kojarzyć, że jedząc np. makarony czy słodycze pojawia się u nas redukcja napięcia, odprężenie. Oprócz funkcji biologicznej, jedzenie spełnia też funkcję psychologiczną – kiedy podczas posiłku spędzamy czas ze znajomymi, poznajemy się nawzajem, rozmawiamy, śmiejemy się, to mamy poczucie, że jedzenie jeszcze bardziej nam smakuje. Dzięki wspólnemu jedzeniu bardziej koncentrujemy się na chwili obecnej, przerywamy korowód zadań do wykonania, terminów, zobowiązań, które nas stresują i pospieszają… Cieszymy się momentem przyjemności, poznajemy różne smaki, uruchamiamy różne zmysły, jednocześnie doświadczamy przyjemności społecznej poprzez interakcję z innymi ludźmi. To wszystko sprawia, że wspólne jedzenie spełnia nie tylko swoją podstawową funkcję, związaną z zaspokojeniem potrzeb żywieniowych, ale też wiąże się – pośrednio -z innymi potrzebami, np. z poczuciem bezpieczeństwa, akceptacji, odpoczynku i relaksu, przynależności do wspólnoty itp.
Z różnymi smakami kojarzymy różne miejsca i osoby. Tak powstają wspomnienia stanowiące kompilację smaków, zapachów, emocji i doświadczeń...
Tak, tu również działają mechanizmy psychologiczne. Jeśli czuliśmy się dobrze w danym momencie, doświadczaliśmy pozytywnych przeżyć, intensywnie odbieraliśmy rzeczywistość i różne bodźce, uruchamiając zmysły wzroku, węchu, smaku, wówczas w naszych wspomnieniach wszystkie te elementy są odtwarzane i ze sobą łączone.
Czasem o lubianych, ale niekoniecznie zdrowych przekąskach czy produktach mówi się jako przyjemnych pokusach i małych grzeszkach. Czekolada, chipsy, batoniki… to takie chwilowe przyjemności, które w dalszej perspektywie mogą przynieść niekoniecznie przyjemne skutki?
Zastanówmy się, czy to jest dla nas faktycznie mała przyjemność czy jednak mały grzeszek? Ponieważ już na poziomie semantyki, znaczenia słów słyszymy, jaki wydźwięk mają takie określenia. Przyjemność to coś, co powinno działać na nas dobrze, pozytywnie wpływać na nasz dobrostan. Ulubiona herbata, szarlotka…potrafią poprawić nastrój, pomagają budować chwilę i atmosferę. A więc spełniają swoją rolę przyjemności. Ale jeśli mówimy, że coś jest naszym małym grzeszkiem, to nawet podświadomie czujemy, że jest to coś, co niekoniecznie nam dobrze służy. Małe grzeszki często oznaczają, że próbujemy sobie coś rekompensować jedzeniem. Jeśli więc ocieramy sobie łzy jedzeniem, to jest to niepokojące, bo oznacza, że w jedzeniu szukamy pociechy, gdy nasze inne potrzeby nie są zaspokojone. Wówczas jedzenie staje się pewnym rodzajem strategii, ale niestety nieefektywnej… Nie ma nic złego w tym, że od czasu do czasu zjemy ulubiony słodycz, ale nie szukajmy pocieszenia w jedzeniu.
Jak zmienić taki nawyk?
Jeśli chcemy się docenić np. za ciężki dzień w pracy czy poprawić sobie nastrój, szukajmy rozwiązań gdzieś indziej. Nie będzie dobrą strategią pochłonięcie całej tabliczki czekolady czy jedzenie fast-foodu. Jeśli chcemy iść w kierunku kulinarnym, postawmy np. na niespieszne rozmowy podczas kolacji z bliskimi czy znajomymi, degustację ulubionych smaków czy poznawanie zupełnie nowej kuchni. Ale możemy wybrać też zupełnie inne sposoby. Chodzi o to, żeby nie działać w taki sposób, że nawykowo „idziemy w jedzenie” w odpowiedzi na stresującą, niekomfortową sytuację, poczucie rozdrażnienia czy jako metodę na dowartościowanie samego czy samej siebie. Być może wychowywaliśmy się i dorastaliśmy właśnie wśród takich przekonań, że za osiągnięty sukces, zrealizowane zadanie zawsze należy się słodycz, a jeśli niewłaściwie postąpiliśmy, to karą jest brak dostępu do cukierków czy czekolady. Czynniki środowiskowe i rodzinne odgrywają ogromną rolę i wpływają na nasz sposób myślenia, ponieważ poprzez obserwację modelujemy własne postawy. Tak ważne jest więc, żeby uświadomić sobie te mechanizmy, gdyż tylko wtedy będziemy mieć szansę działać i reagować w zdrowszy sposób.
W przeciwnym razie tkwimy w nałogu pozornej przyjemności?
Tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak uzależnienie od słodyczy. Nie znajduje to potwierdzenia w literaturze i badaniach naukowych, ale faktem jest, że kulturowo uczymy się tego, że jeśli chcemy obniżyć napięcie, gdy doświadczamy trudnych, stresujących sytuacji i działamy pod presją czasu, to nawykowo ulgę przynosi nam sięgnięcie po produkty zawierające np. cukier czy tłuszcze. To powoduje, że nawet jeśli wiemy, że napięcie spada tylko na krótko i nawet jeśli mamy świadomość, że później będziemy mieć wyrzuty sumienia z powodu „kolejnej czekoladki”, to i tak kontynuujemy takie zachowanie. Nawet jeśli chcemy przestać, to często pokusa okazuje się silniejsza. Tak właśnie działa nawyk.
Ale mimo wszystko można się z niego uwolnić, prawda?
Dobra wiadomość jest taka, że niekorzystny nawyk możemy zastąpić pozytywnym działaniem. Traktujmy przyjemność jedzeniową jako okazję do wspólnego świętowania, celebrujmy codzienne momenty, dbajmy w ten sposób o integrację i pozytywne doświadczenia. Ale nie szukajmy rozwiązania problemów i pocieszenia w jedzeniu. Ważne jest również to, że nie musimy zupełnie rezygnować ze słodkich przyjemności. Są badania, które pokazują, że osoby, które postanowiły utrzymać bardzo restrykcyjną dietę, eliminującą wszystkie mniej zdrowe przekąski, finalnie nie wytrwały w swoich postanowieniach i celach. Lepiej poradzili sobie respondenci, którzy stosowali zróżnicowaną dietę zgodną z zasadą Pareto. To metoda, którą dietetyka zapożyczyła z obszaru ekonomii. Polecam, naprawdę działa! Warto spojrzeć na swoją codzienną dietę jak na koło oznaczające: 100 procent. Jeśli założymy, że 80 proc. będzie stanowić zbilansowany posiłek, a 20 proc. przyjemnościowe posiłki typu czekolada, cukierki czy pizza, to taki układ nie zagrozi naszym celom sylwetkowym. Ważne jednak, aby te 20 proc. było wliczone w plan, a nie stanowiło czegoś ekstra, dodatkowego, co sprawi, że uzyskamy 120 proc. zapotrzebowania kalorycznego zamiast 100 proc., a w konsekwencji zaczniemy przybierać na wadze.
Jaki płynie z tego wniosek?
Dostarczajmy sobie przyjemności jedzeniowych, ale w kontrolowanym stopniu. Tak, by jednocześnie utrzymać zdrowe nawyki bez poczucia, że coś nas omija. Przekąski czy posiłki, które sprawiają nam przyjemność, jak najbardziej mogą gościć w każdym planie żywieniowym – zarówno wtedy, gdy chcemy zbudować masę mięśni, czy dążymy do zredukowania wagi. Istotne jest to, aby zachować odpowiednie proporcje i czerpać z jedzenia rzeczywistą przyjemność, a nie próbę maskowania kiepskiego nastroju czy sposób na zabicie nudy.